W ubiegły wtorek drugi wiceburmistrz Góry Kalwarii, Piotr Chmielewski wystosował apel do mieszkańców. Opublikowaliśmy go w całości na łamach GoraKalwaria.net. Był on reakcją na niepokojący list od Fundacji Instytutu Pracy i Kariery z Krakowa, instytucji przyjmującej w ramach programu Erasmus+. Napisano w nim, że praktyka zawodowa w naszym mieście, która miała stać się okazją do rozwoju, wymiany doświadczeń i budowania międzynarodowych więzi, stała się dla uczestników projektu źródłem stresu, lęku i poczucia zagrożenia. "W przestrzeni publicznej dochodziło do zaczepiania, obrzucani wulgarnymi wyzwiskami, a wobec jednej z nauczycielek dopuszczono się naruszenia nietykalności cielesnej poprzez zerwanie z jej głowy chusty". Uczestnicy projektu byli również filmowani, obraźliwie traktowani w komunikacji miejskiej oraz śledzeni w sklepie, jakby mieli coś ukraść. "W konsekwencji uczestnicy programu, którzy przybyli tutaj z zaufaniem i otwartością, znaleźli się w sytuacji, w której boją się opuszczać hotel, spacerować po mieście czy wykonywać zwykłe czynności życia codziennego. Dla bezpieczeństwa grupy byliśmy zmuszeni przenieść ich do hotelu w Warszawie, choć pierwotnie mieli mieszkać w Górze Kalwarii".

O sprawie donosiło wiele ogólnopolskich mediów. Tymczasem w piątek większość informacji zamieszczonych w liście i apelu zdementowała Komenda Powiatowa Policji w Piasecznie. Rzecznik prasowa KPP cytowana przez portal Radia RMF FM przekazała, że policjanci nie otrzymali żadnego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa ani o żadnym rasistowskim incydencie, do jakiego miało dojść w Górze Kalwarii. Co więcej, zdarzenia, które opisała Fundacja Instytut Pracy i Kariery, albo się nie wydarzyły, albo zostały przeinaczone.- Nieprawdą jest to, że [goście z Turcji - przyp. red.] byli śledzeni, wyzywani, szykanowani czy też zastraszani - wskazała rzecznik.

Mieszkaniec: opublikowanie apelu wprowadziło opinię publiczną w błąd

Sprawa powróciła na środowej sesji Rady Miejskiej. Stanowisko przedstawił mieszkaniec gminy Marcin Gwardys, przedstawiciel stowarzyszenia rodzin Pamięć i Tożsamość. Wyrażono w nim głębokie zaniepokojenie treścią apelu drugiego wiceburmistrza Piotra Chmielewskiego. "Zgodnie ze stanowiskiem Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie apel ten zawierał informacje niepotwierdzone, niezweryfikowane i sprzeczne z ustaleniami organów ścigania (…) Opublikowanie apelu (…) nie tylko wprowadziło opinię publiczną w błąd, lecz także uderzyło w dobre imię mieszkańców, przedstawiając naszą gminę jako miejsce niebezpieczne i nietolerancyjne. Tymczasem jak wskazuje Policja sami uczestnicy programu przyznali, że czują się tutaj bezpiecznie" - głosi stanowisko, w którym wezwano do opublikowania sprostowania. "Gmina Góra Kalwaria to nasz dom: bezpieczny, gościnny i otwarty dla wszystkich, którzy okazują szacunek dla zasad i norm naszej kultury. Domagamy się od władz lokalnych postawy godnej i odpowiedzialnych gospodarzy, a nie źródła niesprawiedliwych oskarżeń i krzywdzących uproszczeń" - podkreślono na zakończenie.

Drugi wiceburmistrz Góry Kalwarii: zrobiłem, co trzeba było

Odnosząc się do tego stanowiska wiceburmistrz Piotr Chmielewski podkreślił, że pod swoim apelem podpisałby się ponownie, posiadając wiedzę, która posiadał i posiada aktualnie. - Proszę o oddzielenie apelu od tego, jak ten apel został wykorzystany przez media - mówił wiceburmistrz, który przez wiele lat sam pracował jako dziennikarz w lokalnych mediach. 

Pismo odczytane przez mieszkańca Chmielewski określił jako skandaliczne. Poinformował, że 17-latkowie z Turcji znajdują się pod monitoringiem policji, a w sobotę grupa przeprowadziła się do Warszawy. 

- Zrobiłem, co trzeba było. Fundacja twierdzi, że też zrobiła, co trzeba było. O sprawie młodzież informowała przez komunikator WhatsApp nie tylko koordynatora w Polsce, ale także koordynatora w Turcji. W sprawę zostały zaangażowane placówka dyplomatyczna Turcji w Polsce, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz policja różnego szczebla - wyliczał wiceburmistrz. 

Podczas długiej dyskusji, która się wywiązała, apelu broniły radne: Ewa Stokowska i Izabela Banasiak-Matusik. Apel poparł też burmistrz Arkadiusz Strzyżewski. Wątpliwości zgłaszał natomiast radny Jakub Rącz. Jednoznacznego stanowiska w tej sprawie, mimo nacisków radnej Justyny Szczypińskiej-Piotrowskiej, nie chciał zająć wiceburmistrz Mateusz Baj.